Portal - Szczawnica
Strona główna / Biblioteka szkolna / Kącik bibliofila
Czwartek - 23 sierpnia 2018 Apolinarego, Miły, Róży     
Kontakt / Godziny pracy
Plan lekcji SP2 i Gimnazjum
Lekcje i przerwy
Kalendarz roku szkolnego 2017/2018
Wykaz zajęć dodatkowych
Dni wolne 2017/2018
O naszym patronie
Historia szkoły
Projekty realizowane przez szkołę
Nauczyciele
Wychowawcy klas
Samorząd uczniowski
Biblioteka szkolna
Nasze zdjęcia
Dokumentacja gimnazjum
Linki do ciekawych stron w Internecie
Dla rodziców
Archiwum
Twórczość naszych uczniów

 Nowości książkowe  ] [  SPRAWDŹ CO WIESZ  ] Dlaczego czytamy
Bookcrossing

 MIŚ

Każda bajka powinna się zaczynać od „dawno, dawno temu, za górami za lasami”… ale ta bajka jest zupełnie inna, stało się  to niedawno i niedaleko stąd…

 

Moja mała Sylwia chyba już dorosła, wcale się mną nie interesuje, no tak teraz woli chłopców od zwykłego starego miśka z urwanym uchem. Jeszcze do niedawna spałem u niej na łóżku, lecz po ostatniej kłótni z mamą Sylwia zrzuciła mnie na ziemie, i chyba mnie nie kocha.                                           

Stała się niespokojna i drażliwa, niedawno leżąc tak pod łóżkiem usłyszałem jak rodzice rozmawiają o niej. Dowiedziałem się że opuszcza szkołę, i ma jakieś podejrzane  towarzystwo, cokolwiek to znaczy. Znam ją od urodzenia, i nigdy nie sprawiała żadnych kłopotów.

 Minęły już prawie 3 miesiące odkąd już mnie nie potrzebuje, czuje się bardzo samotny, tu pod łóżkiem jest ciemno i strasznie, razem ze mną mieszka lalka Barbie bez włosów i ręki, i koty kurzu. Bardzo się zmieniła od czasu gdy widziałem ją po raz ostatni. Teraz już nie jest małą i niewinną dziewczynką za którą ją uważałem, jest teraz „wyluzowaną nastolatką”. Zaczęła się  inaczej ubierać i malować. Nosi czarne wiszące ubrania i coraz rzadziej bywa w domu .

Gdy tak leżałem pod łóżkiem rozmyślając, usłyszałem jak Sylwia wchodzi do pokoju. szukała czegoś po szufladach i po chwili poczułem słodkawy zapach dymu, delikatnie wysunąłem pyszczek z pod łóżka i zobaczyłem moją małą Sylwię jak … paliła papierosa.
Po chwili pet upadł mi koło noska, Sylwia znowu zaczęła zachowywać jak dziecko, tańczyła po pokoju.

Zobaczyłem błysk jej fiołkowych oczu  i po chwili znów byłem w jej ciepłych ramionach.

Wróciłaś, ucieszyłem się. Moja kochana Sylwia nie przestała mnie kochać. A to… to był tylko chwilowy kryzys… wiedziałem, że długo beze mnie nie wytrzyma, w końcu to ja,
a nie jakiś śmierdzący papieros, jestem jej najlepszym przyjacielem! Ulubioną zabawką, kimś komu mogła wszystko powiedzieć, wiedząc, że nigdy jej nie zawiodę, to ja byłem z nią  gdy pierwszy raz wypadł jej ząbek, gdy mama zostawiła ją samą wśród tych tak nie podobnych do niej małych ludzi, z których większość płakała głośno lub krzyczała… zabrała mnie także do pierwszej klasy. Razem uczyliśmy się pisać. Może znowu zacznie mi czytać bajki…

Otworzyła swój plecak i wysypała jego zawartość na łóżko. Dwie zniszczone książki
i reszta całkiem niepotrzebnych rzeczy, których zastosowania nawet się nie mogłem domyślać. Jej delikatne usta musnęły mój czarny nosek. Położyła mnie delikatnie w plecaku i pogłaskała po pluszowej głowie. Ogarnęła mnie ciemność gdy zasunęła suwak. Czułem jak podnosi plecak z podłogi zakłada go sobie na plecy. Do mojego uszka dobiegł cichy odgłos zamykanych drzwi. Cicho i powoli zaczęła schodzić po schodach. Dlaczego się skrada? Kiedyś zbiegała po nich radośnie, skacząc po kilka  stopni naraz, pr&o 1ed6 acute;bowała mnie także nauczyć tej trudnej sztuki co oczywiście skończyło się niepowodzeniem. Sturlałem się po schodach na sam dół. Biedna Sylwia tak się zmartwiła, że pobiegła do apteczki i zabandażowała mnie od nóżek po same ucho… ucho… moje biedne jedyne ucho,  drugie straciłem gdy przyszła do niej jej „przyjaciółka”, samolubna, niekulturalna, zarozumiała smarkula, która nie potrafi uszanować cudzej własności. Zdenerwowała się, że Sylwia woli mnie od jej jakiejś „super” Barbie w różowym ubranku. Urwała mi ucho i spłukała go w toalecie. Mama Sylwii zaszyła dziurę, a Jula już nigdy się tu więcej nie pokazała.

Przytknąłem oko do dziury w jej starym plecaku i zauważyłem salon, w którym jej rodzice wpatrywali się w to wielkie, czarne pudło. Przeszła na palcach przed drzwiami nie pisnąwszy ani słówka. Dywan stłumił odgłosy jej ciężkich butów, więc mama i tata nawet nie spojrzeli w jej stronę. Zatrzymaliśmy się przy wieszaku. Pewnie bierze kurtkę. Poczułem motylki w brzuchu, o ile to w ogóle możliwe, ponieważ mój brzuch wypełniony jest watą.

Delikatnie otworzyła drzwi i wybiegła na dwór. obijałem się o ściany plecaka kiedy biegła. Dziura przez którą wszystko obserwowałem stała się bezużyteczna. W końcu zwolniła, spodziewałem się zielonego widoku lasu lub łąki gdzie zawsze zabierała mnie na piknik, zamiast tego zobaczyłem szare, smutne ściany. Doszedł mnie kwaśny, nieprzyjemny zapach. Sylwia weszła do jakiegoś brudnego, śmierdzącego pomieszczenia. Było tak zadymione, że gdybym musiał oddychać na pewno byłbym się udusił. Reszcie zgromadzonej w tej palarni, ani nieprzyjemny zapach, ani duszący dym widocznie nie przeszkadzał. Niektórzy śmiali się nie wiadomo z czego, inni leżeli bezwładnie pod ścianą patrząc dziwnym wzrokiem w przestrzeń, zauważyłem też kilka strzykawek porozrzucanych po ziemi.

Zobaczyłem coś co  mnie naprawdę przeraziło. Jeden z chłopaków, jak podejrzewam, ponieważ miał bardzo długie włosy, splątane w strączki, trzymał przy swoim ramieniu strzykawkę, z której igła wbita była do połowy w jego skórę. Wstrzyknął sobie płyn, po czym zamknął oczy. Zdziwiło mnie jego zachowanie bo myślałem, że zastrzyki robi lekarz albo pani pielęgniarka, a to dziwne miejsce nie wyglądało mi na jej gabinet. Chłopak zamknął oczy i zapadł w sen ale nie miły i przyjemny, chłopak trząsł się jakby miał koszmary. Sylwia często je miała. Straszne, podczas, których płakała i krzyczała, wspinałem się wtedy na łóżko i gramoliłem się pod jej ręką. Chciałem, żeby wiedziała, że jestem. Przytulała mnie wtedy, a wszystkie strachy odchodziły. Strachy nie lubią jak cos jest miłe, pewnie dlatego nie mogły znieść tego jak ja bardzo ją kocham  i uciekały gdzie pieprz rośnie.

Przywitali ja głośnym wrzaskiem, a ona cisnęła plecakiem w kąt. Znowu zapadła ciemność, strona plecaka, w której była dziura znalazła się przy ścianie. Zacząłem skakać
i wiercić się, aż w końcu udało mi się obrócić plecak tak, że znowu  miałem ją na oku.

- Sylf, twój plecak się rusza… - jedna z dziewczyn patrzyła na niego ze zdziwieniem po czym wybuchnęła śmiechem. – O… on siee Ru… sza… ha ha ha.

Moja SYLWIA, nie jakaś „sylf” siedziała teraz jak ten chłopak z dziwnymi włosami,
a jakaś ruda dziewczyna robiła jej zastrzyk. Po chwili ona też zapadła w  straszny sen, który śniła z otwartymi oczami. Spędziliśmy tam kilka dni, albo może nawet tygodni. Tam czas płynął zupełnie inaczej, Sylwia  nie była tu chyba szczęśliwa, gdy miała coś wstrzyknięte była tak jakby nieobecna miała straszne sny, a gdy jej to przechodziło żaliła mi się że chce do domu, często płakała po nocach, wołała swoją mamę daremnie.

Po tych paru tygodniach  moje jedyne ucho wychwyciło dźwięk zupełnie różny od tych, które rozlegały się w pokoju. Przeciągły i głośny. Słyszałem go już kiedyś ale nie mogłem  sobie przypomnieć co go wydawało. Wycie tego czegoś było coraz głośniejsze. Pomyślałem sobie, że któryś z leżących tu nastolatków powinien się chociaż trochę zainteresować tym dźwiękiem. Oni jednak nie zwracali na nic uwagi. Chyba byli chorzy. Sylwia jak miała gorączkę też mówiła do siebie i widziałam coś czego nie było… bałem się o nią.

Wycie umilkło. Chwila ciszy, a później do środka wpadają panowie w niebieskich mundurach. Już wiem co tak wyło. Sylwia czytała Mi kiedyś o policji. Jeżdżą niebieskim autem, który wydaje dziwne odgłosy i pomagają ludziom.

Jeden z nich spojrzał na tych chorych nastolatków i powiedział coś do telefonu.

Po godzinie całe pomieszczenie opustoszało. Po godzinie  przyjechali inni ludzie i wyprowadzali ich po kolei. Była tam  także mama Sylwii, jeszcze nigdy nie widziałem  żeby ktoś dorosły płakał, Sylwia  powstała i popatrzyła na łzy kobiety która ją urodziła, kochała, f26 zawsze przy niej była a którą Sylwia nie zawsze dobrze traktowała. Często się z nią kłóciła, Obrażała ją, a teraz stały obydwie w siebie wtulone. Sylwia płakała i przepraszała mamę. Teraz wiedziałem że musi być dobrze, Sylwia znowu będzie mnie kochać i nie będzie więcej uciekać.

Do tego jednak była bardzo długa droga, Sylwia sama sobie z tym nie poradzi, ale ma mnie, swoją mamę i wielu życzliwych ludzi którzy nie pozwolą by znowu jej się coś stało.

Oderwała się od mamy rozglądająco pokoju,

- Patyk… - zachrypiała. – chce mojego misia…

 Ktoś rozpiął plecak i znów ogarnęło mnie światło. Wyciągnął mnie i podał Sylwii.

- Przepraszam Patyczku… - załkała, a z jej fiołkowych oczu popłynęły łzy-Już nigdy nie będę obiecuje Ci to.

 

Przez kilka miesięcy nie mieszkaliśmy w domu. Byliśmy w szpitalu. Często płakała. Widziałem, że nie jest tu szczęśliwa. Wiedziałem jednak, że tylko tak mogę odzyskać moją Sylwię. Marzłem żebyśmy mogli już wyjść, pójść na łąkę jak dawniej. Ale na to musieliśmy jeszcze poczekać

 Joanna Wiercioch kl. IIIB

  

© Wszelkie prawa zastrzezone     INTERAKTYWNA POLSKA
Webmaster: x